wtorek, 18 grudnia 2018

Niekiedy pokazuję to i owo.

Od czasu do czasu należy się pokazać - choćby po to, by ludzie nadal kojarzyli daną osobę z robieniem zdjęć, poza tym same zdjęcia żyją moim zdaniem tylko wtedy, gdy są oglądane. Zamykane w szufladzie spoczywają tam niczym motyle i żuki najpierw uśpione, a potem umieszczone w gablocie, którą następnie wkłada się do szafy.
     Niekiedy więc wypada otworzyć szafę, odkurzyć eksponaty i je pokazać. Jeszcze jedno: przez lata nagromadziłem pewną ilość negatywów, z których większość do tej pory nie została odbita.     
     Postanowiłem wziąć się do roboty i nadrobić wieloletnie zaległości. Oczywiście jest też usprawiedliwienie dla lenistwa: codzienna praca, spotkania, wyjazdy, i najczęściej zwykła niechęć do tego, by po godzinach siedzenia przed monitorem odpalić jeszcze powiększalnik.
     Niedawno temu przełamałem się, wyciągnąłem kilka koszulek ze starymi, dawno temu naświetlonymi negatywami, rozrobiłem ORWO 70, naświetliłem nowo nabyte papiery ciepłotonowe  i uzupełniłem zaczęte kiedyś cykle przyrodnicze. Jeżeli latem dojdzie do konkursu "barwy Lasu" w Rodowie, będzie jak znalazł.
     Klatki są sprzed kilku do kilkunastu lat. Różne aparaty, rozmaita optyka, negatywy różnej gęstości. Jednak tematyka pozwoliła na stworzenie całkiem sensownie zapowiadającego się zestawu.
     Tym razem zdjęcia Jacka Sadłowskiego (dzięki wielkie!), ale przynajmniej moich odbitek. Przy okazji je zreprodukuję, ale najpierw chcę mieć więcej dobrych odbitek.





czwartek, 29 listopada 2018

Przemija świetność świata tego...? Bożków, 26 lipca 2018

    Z bardzo zróżnicowanymi uczuciami ze Stoszowic przejechaliśmy się do Bożkowa. Wrażenie  takie, że oddech w piersiach na chwilę staje. Ale poprzedni właściciele doprowadzili do sporej dewastacji. Oby obecnym się powiodło, czego im z serca życzę.
    Pałac w obecnym kształcie powstał w latach 1787-1791 z przebudowy wcześniejszej budowli. Od strony północnej w 1800 roku założono park ze sztucznymi ruinami z płytami nagrobnymi i tarczami herbowymi z XVI i XVII w. oraz leśniczówkę. Ostatnia przebudowa zamku nastąpiła po jego wielkim pożarze w 1870 roku za hrabiego. W 1871 roku przystąpiono do odbudowy pałacu. Po 1945 roku pałac przeszedł na własność skarbu państwa (a od 1999 starostwa) i przez wiele lat mieściła się w nim szkoła. W 1973 roku przeprowadzono remont kapitalny pałacu, a w latach 1975-1979 przeprowadzono zabiegi konserwatorskie. Jak to często u nas bywa, po dzikiej prywatyzacji pod duchowym patronatem balcerkowej postkomuny obiekt popadł w ruinę. W 2005 zamek został sprzedany, zaś w roku 2010 kupił go kolejny inwestor. W 2016 pałac udostępniono do zwiedzania.
    Wśród gości, którzy odwiedzili pałac w Bożkowie, byli m.in. John Quincy Adams, późniejszy prezydent USA oraz królowie Prus Fryderyk Wilhelm III Hohenzollern z królową Luizą oraz Fryderyk Wilhelm IV Hohenzollern.
    Ogromna rezydencja barokowo-klasycystyczna posiada potężną wieżę od strony północno-wschodniej oraz drugą, mniejszą od strony północno-zachodniej. Założenie posiada trzy kondygnacje i zbudowane jest na planie wycinku koła. W części środkowej głównego skrzydła zachowały się mury założenia barokowego. Obecnie wnętrza pałacu są w poważnej części zniszczone i zdewastowane. Jednak sale teatralna i lustrzana sprawiają, że w pierwszej chwili głos z wrażenia zamiera.
    W tym pałacu kręcono ujęcia do filmów Dreszcze oraz Legenda. Nic dziwnego, klimat tam panuje. Także w dosłownym tego słowa znaczeniu - w piwnicach pleśni jest tyle, że po chwili zacząłem odczuwać zawroty głowy i obijać się o ściany. Po wyjściu na zewnątrz minęło, tylko wspomnienia pozostały.
    Wszystkie podwójne ekspozycje robiłem ze statywu Mamiyą 330f ze standardowym obiektywem 80 mm światło 2,8 oraz z założonym nań filtrem żółtym. Negatyw to zacny Ilford HP5+ moczony w HC-110 1:63.
    Papier Fomatone MG 532 II. Bardzo kapryśny, ale ciekawy.

    Papier Fomatone MG 132. Bardzo go lubię.

    Dla porównania Fomatone MG 532 II.

środa, 28 listopada 2018

Po lecie średniowiecza renesans pnie się w górę. Stoszowice i Bożków, 26 lipiec 2018.


Pod koniec lipca dzięki Wojtkowi Jungowi dotarliśmy do renesansowego pałacu w Stoszowicach na Dolnym Śląsku, wzniesionego w początkach XVII w. Prawdopodobnie przebudowano istniejący tam zamek, o którym źródła mówią już w XIV w. W XVIII oraz XIX w. pałac kilkukrotnie modernizowano. Obecna bryła zamku stanowi trójskrzydłową formę, od zachodu ograniczoną ścianą kurtynową, wykreślającą  wewnętrzny dziedziniec. Można nań wejść poprzez zachodnią bramę w murze. Trzy cylindryczne wieże z silnie stożkowatymi hełmami w narożach dworu tworzą wyraźne dominanty, które zwróciły moją uwagę.
Nie pozostawało nic innego, jak wyciągnąć z torby Mamiyę C330f z Sekorem 2,8/80 z przykręconym nań żółtym filtrem dwukrotnym.  Błona zwojowa to najlepszy dla moich celów materiał, czyli Ilford HP5 Plus, wołany w HC-110, zmieszanym z wodą w stosunku 1:63, to pozwala na bardziej wyrównane wołanie, niż w najczęściej stosowanym rozcieńczeniu 1:31.
Wokoło panowała cisza i spokój, rozstawiłem więc statyw i skupiłem się na komponowaniu. Matówka aparatu jest czytelna, stosunkowo jasna, mogłem więc z grubsza wyobrazić sobie efekt końcowy. Pojawił się on dwukrotnie - raz na czterdziestoletnim ORWO BN 111 wołanym w niemieckim Moersch Easy Lith; po raz drugi na świeżym papierze Fomatone MG 132, moczonym dla porównania w domowego składu ORWO 70. Wyszły ładne, żółtawo-zielone lub lekko łososiowe barwy w światłach oraz brunatno-zielone w cieniach.  Dzięki inspiracji fejsbukowej wpadłem na pewien pomysł, który zamierzam uskutecznić przy kolejnej sesji ciemniowej.
Szpice wieżyczek kojarzą mi się ze średniowieczem, mimo że dwór jest renesansowy w bryle swej. Jednak przebudowy sprawiły, że wygląda dość eklektycznie, a zarazem bajkowo (kto pamięta Gargamela?).
Stoszowice.

Stoszowice. Bardzo mocno czytelne elementy renesansowe w samej bryle zamku. A spiczaste wieżyczki to już efekt późniejszych przebudów i inspiracją wzorów francuskich, jak mniemam.
Dla porównania pałac von Magnisów w Bożkowie - owoc wielokrotnych ekspozycji z tego samego gorącego, ale nieco pochmurnego dnia. Papier Fomatone MG 532 II w ORWO 70. Inna proporcja wywoływacza wpłynęła na wyraźne ocieplenie świateł, ceną było długie wywoływanie papieru (ok. 25 minut).

poniedziałek, 26 listopada 2018

Widoki Motławy, 29.04.2018

Wyszło słońce, aż chce się robić zdjęcia, albo nawet tylko ich reprodukcje. Jakiś czas temu odbiłem kilka podwójnie naświetlonych klatek na czeskim papierze Fomatone MG 132, który w licie daje piękne kolory, ale jako że jest to proces wielce kapryśny, to należy bardzo uważać przy doborze wywoływacza oraz przy ustalaniu jego proporcji a także temperatury.
    Ponieważ wywoływacz konfekcjonowany sprawia, że na odbitce po mniej więcej 6 minucie wołania zaczynają pojawiać się plamy z jasnymi obwódkami, użyłem złożonego przez siebie wywoływacza wysoce kontrastowego ORWO 70 wg receptury z książki M. Ilińskiego "Materiały fotograficzne czarnobiałe" z 1976 r. Tutaj (zazwyczaj) nie mam problemu z plamami, natomiast nie zawsze barwy na gotowej odbitce są takie, jakich bym sobie życzył.
    Przeszło pół roku temu pojechaliśmy z Asią do Gdańska, gdzie naświetliłem kilkanaście klatek na mocno przeterminowanym Kodaku T-Max 400 (09/1999). Całkiem ładnie wywołał się w kodakowskim HC-110, ale odbitki wyszły mi nieco za zielonkawe, jak na mój gust.
    Dlatego odbieliłem je i wywołałem ponownie, tym razem w mocno rozcieńczonym litowym wywoływaczu Moersch Easy Lith. Zazwyczaj pomaga to uzyskać fajne efekty kolorystyczne, tak było i tym razem.
    Zamiast ciepłych i lekko przytłumionych zieleni w stylu retro - notabene całkiem przyjemnych dla oka - uzyskałem dość zróżnicowaną jak na czarnobiały papier paletę barw. Brunatno-fioletowe cienie, różowawe światła, zaś dla urozmaicenia w najgłębszych cieniach wystąpiły zabarwienia o ceglasto-pomarańczowym odcieniu, co moim zdaniem dość silnie ożywia obraz. Mam więc dwie zupełnie różne odbitki, co wynika z ich pierwotnej gęstości - ciemniejsza była lekko przewołana za pierwszym razem. Druga była z kolei zbyt jasna, ale po ponownej obróbce pojawiły się barwy, które wreszcie mnie satysfakcjonują.
Widoki Motławy 29 kwietnia 2018. Nikon F3, Nikkor 2/50 z filtrem pomarańczowym.

Widoki Motławy II, 29.04.2018.

czwartek, 15 listopada 2018

Widoki Motławy lato 2018.

Co sprawia mi wielką przyjemność oprócz tego, co - wiadomo - najbardziej faceta kręci? Stary Nikon, równie stary przeterminowany film oraz pożółkły se starości papier fotograficzny. Wbrew utartym poglądom żadna z tych rzeczy nie nadaje się ani na złom, ani do śmietnika.
   Aparat działa całkiem sprawnie, film daje się wywołać, zaś papier należy dobrze wymoczyć w wywoływaczu litowym. Należy tylko uważać, by go nie przewołać, bo odbitka będzie za ciemna.
   Do serii "Widoków Motławy" dorobiłem kolejną odbitkę litową. Światło i chmury piękne były, podwójna ekspozycja też wyszła tak, jak trzeba. Kamera to Nikon F3 z ok. 1990 roku, film Kodak T-Max 400 z 1999, zaś papier to ORWO BN 111 - na opakowaniu nie było nalepki z datą ani numerem partii, lecz zakładam, że to późny PRL, jako że opakowanie było Fotony z Bydgoszcza, tfu, z Bydgoszczy, z adnotacją, że film z NRD u nas konfekcjonowany. Tyle jeszcze dało się odczytać.

sobota, 10 listopada 2018

Zamki różne, czyli lato średniowiecza.

Po dłuższej klepaninie okazuje się, że wykonane odbitki zaczynają układać się w cykle. Być może wynika to z podświadomie/nieświadomie autystycznej postawy autora, mającego tendencje do porządkowania świata i układania go w rządki/serie, a może to motywy same proszą się, by je usystematyzować i tworzyć opowieści mniej lub bardziej zrozumiałej treści.
    Inspiracja to luźne nawiązanie do popularnej niegdyś książki Holendra Johanna Huizingi "Jesień średniowiecza". Dla mnie wieki średnie to cudowny okres, niezmiernie zróżnicowany, stanowiący punkt wyjścia dla obecnej tradycyjnie rozumianej kultury i sposobu myślenia. W porównaniu z bogactwem wieków średnich, których spojrzenia kierowały się w górę poza świat materialny, renesans, barok czy klasycyzm to tylko krótkie epizody, charakteryzujące się nagromadzeniem konfliktów i chaosu. Średniowieczne spojrzenie wykracza znacznie dalej niż prostackie twierdzenie, że człowiek jest miarą wszystkich rzeczy.
    Z drugiej strony to obawa przed zagrożeniami życia codziennego, nieco tylko umniejszana przez grube mury wszelkiego rodzaju budowli warownych.
    Tak więc z jednej strony fotografuję i składam - dążąc do syntezy - strzelisty gotyk i wieże pnące się ku niebu, zaś z drugiej strony przedstawiam obawy średniowiecznego człowieka, który schowany za grubymi murami z drżeniem serca zasypiał mając nadzieję, że doczeka kolejnego wschodu słońca.
Zamek w Będzinie. Jak i na pozostałych zdjęciach, używałem Nikona F3 z Nikkorem 2/50 i filtrem konwersyjnym do B&W - tutaj żółtym 1,4x. Odbitka litowa na papierze Fomatone MG 132, wywoływacz ORWO 70 własnej roboty wg Ilińskiego (1976).

Będzin. Nieco wyższa temperatura wywoływacza przyspieszyła czas wołania, ale też wpłynęła na ochłodzenie kolorów w światłach.

Budziszyn, znany też jako Bautzen. Zmęczony i stary wywoływacz ORWO 70 wpłynął na nierówne wywoływanie się najgłębszych cieni. Ale klimat jest.

Popadający w ruinę renesansowy zamek w Ratnie na Dolnym Śląsku. Papier to archiwalny ORWO BN 111 w firmowym wywoływaczu Moersch Easy Lith.


środa, 7 listopada 2018

Der Kaiser. Dresden, Zwinger 2018.

Myślę nad tym, jakie zdjęcia dać na wystawę o baroku-rokoku, przygotowywanej przez Maćka Kostuna w NCK na początek przyszłego roku.
Latem trafiła się bardzo dobra okazja, by ustawić statyw na dziedzińcu drezdeńskiego Zwingeru i pozwolić na to, by na błonach 120 lub 135 mm uwieczniły się obfite wytryski fontanny z przenikającymi się ostro zakończonymi główkami wieżyczek pałacowych.
Unikatowość osiągnąłem w dosyć prosty sposób, mianowicie odbijając klatki na kilkudziesięcioletnim papierze ORWO BBN 111, podarowanym przez Sławka Fiebiga. Każdy arkusz musiałem przycinać indywidualnie, jako że papier był w postaci roli, dawno temu ciętej ręczną piłą, by podzielić cenny nabytek między kolegów. Rola miała zapewne około 1 metra, może nieco mniej, bo na szerokość wychodziło mi ok. 32-35 centymetrów, a nie wiem przecież, czy Sławek rżnął piłą na dwie czy też na trzy części.
Podczas fotografowania dokonałem niechcący eventu, jako że byłem prawdopodobnie jedyną osobą w okolicy, która rozstawiła trójnóg z zamocowaną na nim lustrzanką dwuobiektywową. Różnica między Polakami a Niemcami była taka, że ci ostatni nie wchodzili bezmyślnie w kadr, szanując czyjś wysiłek.
Zaciekawiło mnie ogrodzenie po jednej ze stron dziedzińca z naklejonymi plakatami, z których jeden przedstawiał kajzera Wilhelma II. Ponieważ zarówno on jak i panujący również swego czasu nam miłościwie Sasi-Wettynowie zdradzali objawy nadmiernego ego, to uznałem, że połączenie tych dwóch elementów graficzno-fotograficznych będzie jak najbardziej uzasadnione.

Der Kaiser I. Drezno, Zwinger, sierpień 2018. Nikon F3, Nikkor 2/50. Papier ORWO BBN 111 w wywoływaczu litowym Moersch Easy Lith.

Der Kaiser II. Mamiya C330 z Sekorem 2,8/80. Aparat ciężki, więc statyw. Reszta j.w.

Znowu Nikon i mały obrazek. Obfite pośladki to fetyszyzujący kolejny element antropomorfizacji w podwójnej ekspozycji.


piątek, 26 października 2018

Wystawa "Buntownicy i Marzyciele" w Koninie 26.10 - 23.11.2018

Pozwalam sobie wkleić poniższy tekst, jako że ja nie chwaląc się na wystawie owej dwie odbitki litowe mam. Jedna wołana raz, druga odbielana i wołana ponownie, co nadało jej dodatkowych (jak mi się zdaje) walorów kolorystycznych.
---------------
Moi drodzy!

będzie mi niezwykle miło, jeśli znajdziecie czas na obejrzenie, którą doskonale znacie, jednak w trochę innej perspektywie.

Wystawa „Buntownicy i marzyciele” to przedsięwzięcie zrealizowane przez Kolektyw Fotograficzny Świetlica, Ośrodek Myśli i Działań Fotograficznych Ciemnica i WBPiCAK w Poznaniu.

Jej ideą jest przede wszystkim zaprezentowanie dorobku twórców, którzy działają poza głównym nurtem fotograficznego przemysłu wystawienniczego. Wspólnym mianownikiem prac na ekspozycji jest postawa twórcza akcentująca odmienne spojrzenie na język medium będący opozycją wobec dominujących dziś dokumentalnych tendencji. Kuratorzy wystawy twórczy bunt rozumieją jako brak zgody na wszelkie unifikacje, od technologicznych po ideowe.

Kuratorzy wystawy: Bogusław Biegowski, Witold Jagiełłowicz, Przemo Loba.

Wystawa w ramach 4. Wielkopolskiego Festiwalu Fotografii im. Ireneusza Zjeżdżałki.

Do zobaczenia na wernisażu: 26 października, g. 18.00.
Wystawa czynna do 23 listopada.

Jeśli, ktoś z Was się wybiera uprzejmie proszę o informację.

Serdecznie pozdrawiam,
Robert Brzęcki


wtorek, 23 października 2018

Pożegnanie jesieni 18-19.10.2018

Aura, czyli złota jesień powoli ustępuje pola przedzimiu, czego najbardziej nienawidzę. jest ciemno, ponuro i ogólnie paskudnie, chociaż to nie najgorsze ze wszystkiego, co nam los niekiedy gotuje, gromadząc jeden po drugim problemy do rozwiązania.
Rzutem na taśmę posmarowałem emulsją światłoczułą ostatnie arkusze papieru akwarelowego A3, po czym naświetliłem je na resztkach słoneczka. Pod szybą tradycyjnie chwasty, trawki oraz nieco mniej lub bardziej egzotycznych liści zebranych w oliwskim parku.
Naświetlanie w pełnym - na szczęście - słońcu na balkonie, trwające w ostatnią sobotę około godziny. Efekt zadowala mnie, próby z nasączaniem roślin wodą z octem pozwoliły na wydobycie dodatkowych barw, tak więc mam ku radości swej cyjanotypie przynajmniej trójbarwne.
Naświetlanie w resztkach jesiennego słońca.





Ostatnia odbitka w różnych odcieniach błękitu.

piątek, 28 września 2018

"Odmienne stany" w Projektorni. Wernisaż 26.09.2018

Wraz z Krystyną Kahsin pokazaliśmy - ona akwarele, ja odbitki litowe w ilości 19, bo szyba w jednej z fotoram stłukła się w czasie wieszania.
Goście dopisali mimo okolicznego remontowania wszystkiego, było fajnie.
Mieliśmy też muzykę na żywo w wykonaniu Jerzego Ziętka.

niedziela, 23 września 2018

Radość z nieoczekiwanych prezentów. Barocco, rococco in.

Niedawno temu kolega Sławek Fiebig sprawił mi ogromnie miłą niespodziankę podarowując karton z chemią fotograficzną oraz rulon czarnobiałego papieru fotograficznego nieznanej proweniencji. Wczorajsza sobota była niezbyt przychylna peregrynacjom, wziąłem więc zakurzony zwój pod pachę i udałem się do ciemni, by pociąć ten materiał na arkusze. Walka z materią trwała czas jakiś, lecz udało mi się przyciąć kilkadziesiąt arkuszy w kształtach zbliżonych do kwadratu (dla średniego formatu) oraz prostokąta dla małego obrazka. Papier był waleczny, arkusze zwijały się uparcie i jedynie z dużym trudem udało mi się je poupychać w starych kopertach z odzysku.
    Uznałem, że trzeba pójść dalej, po czym rozrobiłem koncentrat litowy Moerscha, uzyskując wywoływacz o objętości 1,5 litra, tak by arkusze były porządnie zanurzone w roztworze w dużej kuwecie 30x40 cm.
    Naświetliłem kilka stosunkowo świeżych klatek, pragnąc uzupełnić zestawy wystawowe, by je stopniowo uaktualniać i podmieniać w przyszłości. Już pasek testowy, naświetlany co 30 sekund przy f = 4,0 (El-Nikkor 2,8/50) mile mnie zaskoczył. Pojawiły się na nim ciepłobrązowe kolory, w światłach przechodzące w ciepłe żółcie. Tony pośrednie zaczęły bardzo ładnie grafizować, tworząc obraz składający się z ciemnych punktów o różnej gęstości w półcieniach.
    Pracowałem na negatywie małoobrazkowym, stosunkowo krótkie jak na lit czasy naświetlania były możliwe dzięki jasnemu obiektywowi. W półtora litra roztworu uzyskałem pięć ładnych odbitek, tylko ostatnia jest mniej kolorowa, ale też użyłem innego papieru - ORWO BH 111, który też jakiś czas temu dostałem w prezencie od Wojtka Junga. Barwy na nim są mocno stonowane, ale uzyskana grafizacja jest przepięknej urody.
     Uzyskane odbitki są zupełnie różne od wykonanych na papierach współczesnych produkcji Fomy. Tak więc pozostaje mi tylko mieć nadzieję na to, że dotrę jeszcze do ludzi mających gdzieś w szafach czy piwnicach resztki dawnych materiałów fotograficznych, ze szczególnym uwzględnieniem papierów barytowych (ORWO, Agfa, Foma, Forte itd.). Jest też internet, który jednak stanowi źródło nieprzewidywalne.
     Chwilowo czuję się spełniony artystycznie na tyle, że mam ogromnie wielką chęć ponownego odpalenia powiększalnika, tym razem przezbrojonego na format 120.
Widoki Motławy, 5 maja 2018. Papier nieznany (BBN 111?).


The Summer of the Middle Ages, Budziszyn 7 sierpnia 2018. Papier ORWO BH 111

Barocco, rococco. Drezno, Zwinger 8 sierpnia 2018. Papier nieznany (ORWO BBN 111?)
Barocco, rococco. Drezno, Zwinger 10 sierpnia 2018. Nowy papier Fomatone MG 532 II w moim wywoływaczu ORWO 70.

Barocco, rococco. Drezno, centrum 10 sierpnia 2018. Fomatone MG 532 II w ORWO 70


piątek, 21 września 2018

"Odmienne stany" w Projektorni w Brzeźnie 26.09.2018

W Projektorni Gdańskiego Archipelagu Kultury odbędzie się wernisaż wystawy malarsko – fotograficznej „Odmienne stany” - Adam Fleks (fotografia litowa) oraz „Teatr odpowiadam” - Krystyna Kahsin (akwarela). Wydarzenie to nastąpi w dniu 26 września (środa), godz. 18:00.
Jest to druga odsłona wspólnego projektu, odwołująca się do różnych form z użyciem odmiennych mediów artystycznych, tworząca jedno przesłanie : NIC NIE JEST JEDNOZNACZNE.

Oprawę muzyczną podczas wernisażu zapewni Jarosław Ziętek.


Primo:
Teatr Odpowiadam
Krystyna Kahsin

Ludzie, a może lalki zastygłe w dziwnych pozach, wpatrujące się przenikliwie w dal czekają w zszarzałych strojach na deskach życia. Świadomi swego przemijania szukają koloru i formy w odgrywanych przez siebie scenach.
Obraz rzeczywistości istniejący w naszym umyśle jest jedynie opisem świata wpajanego nam od narodzin. Rzeczywistość składa się z interpretacji postrzegania, ze zdobywania informacji za pomocą zmysłów. Nic nie jest jednoznaczne.
Postrzeganie i odwzorowywanie natężenia światła, wydobycie kształtu, poruszające się usta, oczy, dłonie marionetek jest odzwierciedleniem podświadomości postaci, symbolem jej duszy, nadaje im ludzki wymiar.
Lalki? Ludzie? Jeszcze raz rzućmy kośćmi o deski. Dotknijmy dwoistości naszego istnienia i funkcjonowania w świecie. Kurtyna w górę!

Krystyna Kahsin, Apokalipsa
 
Krystyna Kahsin, Droga

Krystyna Kahsin, Gra

Secundo:

Odmienne stany
Adam Fleks

Cykl „Odmienne stany/The Holy Cities” został zainspirowany nieco ironiczną nazwą, jaką otrzymało miasto Wetzlar na pewnej stronie internetowej. Mianowicie miasto owo jest celem pielgrzymek fanatyków aparatu Leica, skonstruowanego tam przed I wojną światową przez Oscara Barnacka. Wiele innych miast również stanowi przedmiot kultu dla pewnych ludzi - np. Sopot to letnie targowisko próżności od dziesiątków lat, z Gdańska wyruszał nawracać pogan święty Wojciech, zaś w Barcelonie od ponad stulecia buduje się bajkowa świątynia Antonio Gaudiego - Sagrada Familia, będąca moim nieodmiennym przedmiotem fascynacji od chwili pierwszego z nią kontaktu wzrokowego. W przedsionku romańskiej katedry w szwedzkim Lundzie znajduje się zaś publiczna toaleta, w której można pozbyć się substancji cielesnych utrudniających doznania wysoce duchowe oraz artystyczne, otwarta do godziny 16.00.
Pokazany na tej wystawie zestaw fotografii jest kolejną częścią powstającego od 2006 roku cyklu „Wieloświaty”. Wykonywany w rzadko stosowanej technice litowej, przedstawia on świat obecny poza fizycznym, znajdującym się tu i teraz. Został on stworzony na skutek nałożenia na siebie dwóch ekspozycji na jednej klatce filmu w krótkim odstępie czasu. Wywoływacz litowy ma na celu odrealnienie i tak już meta-fizycznego obrazu i uruchomienie wyobraźni, która przecież nie jest niczym ograniczona. Ponadto pozwala na wykorzystanie dawno przeterminowanych papierów fotograficznych, które w przeciwnym wypadku nadawałaby się jedynie do utylizacji.
Moja fotografia nie oddaje wiernie świata realnego. Celem jest impresja, nie zaś analiza szczegółów fotografii dokumentalnej. Nowy obraz powstaje z tego, co w danej chwili uwidacznia światło słoneczne. Wieloznaczne otoczenie umożliwia mi wykreowanie obrazu nie mającego wiele wspólnego ze światem zewnętrznym. Bezwzględnie i egoistycznie wykorzystuję formę zastaną, by wykreować nową.
Odbiór zdjęć jest indywidualną sprawą poszczególnych widzów, którym pozostawiam ostateczną interpretację. Nie chcę tworzyć fotografii łatwej; zakładam, że widzowie zechcą uaktywnić te partie mózgu, które pozostawiały wcześniej w uśpieniu na skutek zbyt częstego oglądania telewizji, czytania gazet lub surfowania po internecie.

Adam Fleks, Girona, lith print/odbitka litowa, unikat

Adam Fleks, Gdańsk - kształt idealny, odbitka litowa, unikat.

niedziela, 16 września 2018

Małe, cieszy.

Kilka dni temu trafiła do mnie przesyłka - miałem pilne roboty, więc leżała kilka dni nie otwierana, w końcu wziąłem ostrze, chlasnąłem, wyjąłem i po przekartkowaniu ucieszyłem się, gdyż zdjęcia me trafiły do katalogu wystawy XXXIX KOF, czyli Konfrontacji Fotograficznych, od czterech prawie lat dziesiątków organizowanych w Gorzowie Wielkopolskim. Z wysłanych 4 zestawów po 3 fotografie litowe każdy na wystawę przyjęto 50%, czyli 2 zestawy po 3 odbitki litowe.
Katalog ładnie wydany i opracowany przez GTF, czyli Gorzowskie Towarzystwo Fotograficzne.



piątek, 31 sierpnia 2018

Lato średniowiecza. Miśnia.

Dzisiejszy post piszę z uczuciem spełnienia i zadowolenia - uzupełniają się one wzajemnie, lecz zdaje mi się, że mam ku temu niejakie powody. Będąc na wakacjach w różnych miejscach, w tym w dość klimatycznej i urokliwej Miśni, leżącej 20 minut jazdy samochodem od hałaśliwego i mało moim zdaniem pociągającego Drezna, naświetliłem tamże dwa negatywy średnioformatowe marki Rollei.
Pogoda była subsaharyjska, temperatura dochodziła w porywach do 37-38 stopni Celsjusza, więc w pewnej chwili zaprzestałem sprawdzania właściwych parametrów ekspozycji, z trudem dźwigając sprzęt średnioformatowy oraz statyw. Ten wyczerpujący dzień nastąpił 10 sierpnia 2018.
Oczywiście takie działanie zemściło się na mnie w pewien sposób, jako że jedną z błon nieco prześwietliłem, nie używając światłomierza, co pociągnęło za sobą potrzebę dłuższego naświetlania papieru pod powiększalnikiem.
Jednak nadal uważam, że z sukcesem udało mi się zainicjować kolejną odsłonę "Wieloświatów", tym razem pod podebranym Mistrzowi Huizindze i nieco zmienionym tytułem.
Sprzęt to tradycyjnie zabytkowa Mamiya C330f z doskonałym obiektywem 2,8/80 oraz z nakręconym filtrem pomarańczowym. Na szczęście niebo i gra obłoków na nim były cudowne, więc dodatkowe szkiełko jak najbardziej się przydało. Dwuoczny klocek na statywie zwracał powszechną uwagę przechodniów, jako że większość z nich swoimi ambicjami nie wykraczała poza komórkową klepaninę wszystkiego. Jednak Niemcy są porządni - gdy ktoś coś robi (nawet w dziwaczny sposób), to nie przeszkadzają i nikt nie wchodzi w kadr, w przeciwieństwie do tutejszego polactwa. Jednak trzeba przyznać, że i tak jest lepiej niż jeszcze kilka lat temu.
Błona, na której mieści się 12 klatek formatu 6x6 cm zmusza jednak do myślenia - mimo gorąca - trójnóg ułatwia komponowanie, a cudowna klatka schodowa z drugiej połowy XV wieku koło katedry na wzgórzu zamkowym pozwoliła na chwilę odpłynąć myślami od fizycznych ograniczeń.
Najlepsze zdjęcia wykonałem na błonie Rollei Superpan 200 wołanej w agfowskim Rodinalu. Błona była prawie nowa (przeterminowana tylko o dwa lata), zupa wołająca miała jednak ze dwie dekady. W przypadku tej chemii nie ma to znaczenia, no, chyba że tych dekad jest znacznie więcej. Jednak wschodnioniemiecki odpowiednik Rodinala, czyli R-09 również działa jak należy, mimo tego, że wyprodukowana go chyba jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Tej błony NIE prześwietliłem, w przeciwieństwie do Rollei RPX 100, za którą nigdy nie przepadałem. Po prostu przejdę na inne materiały i będzie dobrze.
Wczoraj po ponad dwu miesiącach odpaliłem powiększalnik, i z lekkimi wątpliwościami naświetliłem pasek testowy, wsuwając go następnie w rozrobiony pół roku wcześniej (z koncentratów) wywoływacz litowy.
Ku mojemu bardzo miłemu zadziwieniu pierwsze zarysy obrazu zaczęły pojawiać się już po około 3 minutach. Podczas wcześniejszych sesji trwało to dłużej - niewykluczone, że samodzielnie składana chemia nabrała właściwej mocy twórczej. Gotowe odbitki mogłem przekładać do przerywacza już po 7 - 8 minutach.
Naświetlałem nowy dla mnie papier Fomatone MG 532 II, który zapracował bardzo pięknie - brązowe cienie oraz łososiowo-żółte światła tworzą harmonię barw, nie zawsze możliwą do uzyskania w dość kapryśnym i nie do końca przewidywalnym procesie.

Rollei RPX 100 - lekko prześwietlony negatyw sprawił, że wołałem to dzieło sztuki przez 40 minut.
Rollei Superpan 200 - negatyw idealny, odbitki z tej serii wołane przez 7-8 minut.

Rollei Superpan 200

Rollei Superpan 200

czwartek, 16 sierpnia 2018

Przemija świetność świata tego, czyli Albertinum w mieście Dresden.

Tym razem nie o mnie, chociaż zdanie o negatywnej transformacji duchowej sztuki niemieckiej jest jak najbardziej moje własne. Otóż odwiedziłem niedawno miasto Dresden, po polsku zwane Dreznem, w Saksonii.
Jako że słyszałem super opinie o tamtejszych zbiorach sztuki, to najpierw udałem się do Zwingeru, skąd wyszedłem w miarę usatysfakcjonowany. Starzy mistrzowie mają jednak klasę, trzeba to przyznać.
Następnie udałem się do Albertinum, pragnąc obejrzeć zbiory nowszej sztuki niemieckiej, od C.D.Friedricha poczynając. Mocno chciałem ujrzeć mięsiście zmysłowego Corintha, którego oddane w oleju kobiece kształty poruszają mnie do głębi. Nie ukrywam - mało tego było, w pojedynczych egzemplarzach, często w źle oświetlonych pomieszczeniach. Każdy jednak pokazuje to, co ma.
Odczułem jednak głęboki wstrząs, kiedy wszedłem na sale poświęcone enerdowskiej sztuce powojennej, czyli długo i szczęśliwie panującemu tam socrealizmowi. W końcu nic dziwnego - już od 1933 r. w Niemczech panowała jedynie słuszna sztuka wzorowana na klasycyzmie zmieszanym z Duererem, poszli więc po łatwości i zaczęli malować trójki murarskie, ciemiężonych przez imperialistów Koreańczyków itd. itp.
Nadal jednak nie mogę wyjść z podziwu nad tym, że pośrodku sali skądinąd czcigodnego muzeum straszy łysa pała wodza rewolucji bolszewickiej. Chyba naprawdę mocno im mózgi przefasonowali, i nieszczęśnicy nie potrafią się z tego wyzwolić.
Jak w piosence sprzed lat - Głowa Lenina znad pianina... . Czy temu narodowi coś pomoże?

Corinth marnie był oświetlony, ale obróbka cyfrowa czyni cuda.

Uwielbiam Corintha.

W tym samym budynku również Manet, chociaż jeden.

wtorek, 14 sierpnia 2018

Sagrada (The Holy Cities. Barcelona). 2008-2018

Cały czas jestem w drodze do osiągnięcia niespełnionego ideału. Niekiedy ogarniają mnie wątpliwości, czasami rozpacz, od czasu do czasu jest to przeplatane momentami zadowolenia czy nawet euforii, gdy osiągam to, co zamierzałem.
W tym przypadku czuję się spełniony technicznie oraz artystycznie. Po dekadzie odgrzebałem negatywy z Barcelony - miasta, po którego ulicach nikt dawniej nie obawiał się chodzić w strachu przed agresją trzepniętych na mózgu przedstawicieli obcej i bezwzględnej wiary.
Rzadko pozwalam sobie na popełnienie potrójnej ekspozycji, jednak tego sierpniowego dnia wszystko było tak jak trzeba - sprawny aparat, dobry film (błona formatu 120 Fuji Neopan 400 - już jej nie ma na rynku, aaaa!) i piękna pogoda z chmurami dostojnie płynącymi po mocno turkusowym niebie. Filtr żółty dwukrotny pięknie je podkreślił, aczkolwiek z turkusu nic nie zostało.
Staruszek Rolleiflex (tak skal du have, Alfred!) zacinał się wtedy z rzadka (teraz wymaga czyszczenia i przesmarowania), a Tessar w nim zamontowany to jednak wspaniała konstrukcja optyczna.
Błona o czułości 400 ASA jest bardzo tolerancyjna na wszelkie błędy ekspozycji i znakomicie znosi wszelkie dodatkowe naświetlenia i związane z tym prześwietlenia, zachowując szczegóły w światłach i w cieniach.
Moje pierwsze odbitki wykonane po powrocie z wakacji sprzed dziesięciu lat nie były takie, jak to sobie wymarzyłem.
Teraz natomiast wydaje mi się, że zbliżyłem się do upragnionego ideału - ciepłe łososiowe światła oraz brunatne cienie z zachowanymi szczegółami bardzo mi się podobają. Dużo dała zmiana wywoływacza, wymuszona jakiś czas temu przez Fomę na skutek odejścia od wcześniej stosowanych składników emulsji (żelatyna) i zastosowania nowych produktów, które spowodowały u litowych fine printerów zgrzytanie zębów, palpitacje oraz wypadanie coraz rzadszych włosów.
Chyba już wiem, co i jak mam robić, by było pięknie. Wywoływacz (samorobny ORWO 70 wg Ilińskiego, niech Mu w niebie za udostępnienie recepty anieli śpiewają albo hurysy zabawiają, wszystko wedle życzenia) działa jak należy, tylko negatywy muszą być wywołane tak, by dało je się odbić ze wszystkimi szczegółami na normalnym papierze fotograficznym.
Natomiast lit podbija kontrast i daje kolory, które można potem dodatkowo wzmocnić po odbieleniu i kolejnym wołaniu w mocno rozcieńczonym wywoływaczu.



wtorek, 24 lipca 2018

Neoartdecowskie renowacje, 24 lipca 2018.

Mebel jest już w zasadzie użytkowy, chociaż brakuje w nim tylnej ścianki. Jednak zamki działają i jest dno, któremu wzmocniłem rysunek słojów przy pomocy oleju do mebli ogrodowych. Sprawdza się od lat.
Zostały jeszcze drobiazgi, jak okucia (nie wiem jeszcze, czy warto jest montować mosiężne blachy jak w poprzednich meblach, gdzie był fornir dębowy, gdyż tutaj za bardzo mogłyby zdominować i przytłoczyć wzorzysty i kolorowy fornir - trzeba skonsultować z przyszłym użytkownikiem), tylna ścianka oraz politurowanie - trzeba je jeszcze wielokrotnie powtórzyć, ale niechaj pierwsze warstwy dobrze stwardnieją.
Najbliższe tygodnie zamierzam jednak poświęcić sztuce fotografii (i nie tylko fotografii).
Po kolejnych politurowaniach szafka nabłyszcza się powoli. Słoje na fornirze nabierają głębi.

Zamki wstawione, działają.

Nie wiem, czy montować mosiężne okucia, jak w poprzednio odnawianych meblach.

Zamek w drzwiczkach prawych, zaraz będzie montaż dna.

Dno wstawione po nasączeniu olejem do mebli ogrodowych. Widoczna faktura sosny.

Trzeba zostawić na kilka dni, by zniknął charakterystyczny zapach.

Od tyłu też ładnie. Trzeba jeszcze wstawić półkę oraz tylną ściankę.

Jeszcze wiele warstw politury do nałożenia.

Przymiarka do przyszłej roli jako szafki pod TV.

Ważne, że nie kłóci się wyglądem z innymi meblami, ale w końcu epoka i wzornictwo zbliżone.

Pasuje.