niedziela, 26 listopada 2017

Radość z odzyskanego śmietnika.....

Moje zdjęcia nie mają nic wspólnego z twórczością Kadena-Bandrowskiego, lecz w pewnym sensie coś w tym jest - przeterminowany o ponad dekadę papier AGFA MCP 310 okazał się wyśmienicie pracować w zrobionym niecałe dwa tygodnie temu wywoływaczu litowym ID-13.

Również przeterminowany i od dawna nie produkowany film POLYPAN 50 pięknie woła się w mającym prawie 20 lat kodakowskim HC-110. Wolę go od agfowskiego Rodinala, gdyż daje mniejsze ziarno, i potrafi więcej wyciągnąć z emulsji. Robiliśmy kiedyś testy z kolegą Piotrem Zabłockim, i okazało się, że ten sam motyw na takich samych negatywach jest nieco mniej ziarnisty i posiada więcej szczegółów po wywołaniu w Kodaku.

Niestety, zawartość litrowej flachy zbliża się powoli do końca, i tutaj pojawia się dylemat: kupić nową, czy złożyć coś samemu? Przepisów na dobre wywoływacze jest w starej literaturze i w sieci wielkie mnóstwo, ale mam jeszcze trochę czasu, zanim w butelce nie dojrzę dna. A może pójść śladem mistrza Bułhaka (swoją drogą, konserwatysta był z niego potworny, zatrzymał rozwój polskiej fotografii artystycznej o dobre kilkadziesiąt lat swoim autorytetem i niedopuszczaniem do głosu innych - za wyjątkiem piktorialistów rzecz jasna), i zestawić sobie wywoływacz pirogalusowy? Tylko że podobno brudzi niesamowicie. Może D-76 albo polski Hydrofen? Zobaczymy.

Na razie cieszę się brązami na litowych odbitkach. Szkoda tylko, że nie mam już dużego formatu, został mi tylko 24 x 30 cm. Od biedy też można pokazać na wystawie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz