Już udzielam odpowiedzi na to zasadnicze dla sztuki fotografiki pytanie retoryczne - wcale nie. Do lat 20-tych ubiegłego stulecia (także tysiąclecia) artyści fotografujący posługiwali się namiętnie techniką gumy dwuchromianowej, fotograwiurą, przetłokami, nieco później bromolejami itd. itp. Do tego często używali miękko rysujących obiektywów (Misonne, u nas Bułhak czy Wański - obydwaj współzakładali GTF).
Teraz każda osoba fotografująca aparat nasza przy sobie. Ja zaś z uporem maniaka uważam, że prawdziwe zdjęcie to jest obraz wyjarany siłą światła na emulsji fotograficznej, następnie wymoczony na różne sposoby - od koreksu począwszy, poprzez naświetlanie papieru pod powiększalnikiem, czy też - w przypadku technik historycznych i szlachetnych - w kopioramie pod lampą UV albo słoneczkiem na niebie.
Poniżej pokazuję reprodukcje ostatnio wykonanych gum wielowarstwowych, gdzie punktem wyjścia był zawsze aparat na film (często mocno przeterminowany), następnie po zeskanowaniu (nieunikniony obecnie etap) duży negatyw cyfrowy był kopiowany w fotoramie (starej antyramie na klipsy) w świetle słonecznym albo pod niebieska lampą ledową UV.
Słońce (jeżeli świeci) pozwala na szybsze naświetlenie arkusza papieru - różnica to 3 do 5 razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz