piątek, 13 marca 2020

Wraki z Roskilde po latach litowane. 1991-2020.

Całkiem niedawno doszedłem do wniosku, że mimo zupełnej zmiany stylu fotografowania, o sprzęcie nieco lepszym nie wspominając, to trzydzieści lat temu nie było ze mną najgorzej, biorąc pod uwagę okoliczności.
W 1991 r. zostałem stypendystą Ministerstwa Edukacji Narodowej, zaliczając się do sporej grupy pierwszych polskich studentów, którzy po zaliczeniu prostego testu mogli postudiować na nadal trudno wtedy dostępnym (z racji różnic kursowych waluty) zachodzie Europy. Chciałem uczyć się islandzkiego, wobec czego wysłano mnie do Kopenhagi, bo tam było najbliżej.
Prócz dobrych chęci wziąłem ze sobą sporo starego sprzętu fotograficznego, tanie wtedy polskie i sowieckie materiały, i zacząłem popełniać sporo lepszych lub gorszych zdjęć. Uważam do tej pory, że moje najciekawsze ujęcia pochodzą z Roskilde, konkretnie z Vikingeskibshallen, czyli betonowej konstrukcji skrywającej zakonserwowane wraki kilku drewnianych łodzi z ok. X - XII wieku.
Obecnie przygotowuję wystawę, którą może kto zechce wziąć, jak nie to trudno, mam przynajmniej sporo nie najgorszych odbitek.
Ostatnio najciekawsze klatki poodbijałem wreszcie w licie, co chyba wygląda całkiem nieźle, zwłaszcza, że oryginały są równie ciemnobrunatne jak cienie na moich fotogramach.
A sprzęt i materiały były najrozmaitsze: najlepiej powychodziło mi na starusieńkiej Exie 500 z reperowanym przez śp. Waldka Nowego Flektogonem 2,8/35 mm (pierwsza wersja tego bardzo dobrego obiektywu, potem produkowanego ze światłem 2,4). Naświetlałem na polskim Fotopanie HL forsowanym do 1600 ASA i wołanym w ID-11 rozcieńczanym 1:2 dla lepszej kontroli nad kontrastem. Komuś to przeszkadzało (sprawca to były towarzysz z nazwiskiem zaczynającym się na B., odpowiedzialny za bezsensowną prywatyzację z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych, kiedy sprzedawano za bezcen co się dało - w tym bydgoski Foton). Teraz fotonowska chemia fotograficzna jest produkowana przez Fomę - nadal jej używam, bo jest znacznie bardziej stabilna niż czeskie wynalazki. Żeby być sprawiedliwym - czeskie filmy oraz papiery lubię i cenię.
Poniższe odbitki były naświetlane, a filmy wołane w Kopenhadze w 1991 r. w studenckiej ciemni kilka pięter pod moim pokojem. Odbitki są współczesne, na świeżym papierze Fomatone MG 132 obrabianym w mojego składu wywoływaczu litowym ORWO 70. Vintage look znajduje więc tutaj uzasadnienie z kilku względów.
Islandzkiego się nie nauczyłem, duńskiego tak i owszem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz