Byłem bardzo mile ujęty tym, że w przeciwieństwie do niektórych innych osób mi pozujących, Zuzanna nie narzekała na to, że naświetlałem ją starym halogenem.
Silne światło było potrzebne do tego, by wycisnąć ile się da z błony Kodak TRI-X 400 PRO z lat 90-tych. Naświetliłem na 200 ASA, uwzględniając spadek czułości po prawie 4 dekadach; dla pewności złożyłem sobie Kodaka D-96, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył tym, że na zadymionej błonie wyszedł fajny kontrast, znacznie lepszy niż po wywołaniu tego samego filmu w Kodaku D-76H (bez hydrochinonu, metol jest).
Moczyłem prawie tak samo długo, jak podają receptury; 7,5 minuty zamiast 8 minut. Jest fajnie, tylko niestety na zadymienie niewiele mogłem poradzić; jednak i tak jest lepiej, bo KBr w zupie robi swoje.
Aparat to moja ulubiona Mamiya C330 z japońskim klonem 3,5/105 mm konstrukcji Voigtlandera z początków XX w. Na szczęście Niemcy przegrali wojnę i wszystkie ich patenty zostały unieważnione, co skrupulatnie i kreatywnie wykorzystali ich japońscy byli sojusznicy z Osi. I tak ta historia się toczy, trzeszcząc i hałasując przy każdej okazji.