Tak mnie pochłonęła owa technika z połowy XIX stulecia, że co rusz biegam do ciemni, by smarować arkusze papieru, potem wieszać je na sznurku, zaś po kilku godzinach naświetlać stykowo przez drukowane na folii negatywy i pozytywy.
Ostatnio pomęczyłem się nieco przy trzech kapryśnych motywach, jako że akrylowy grunt powodował spłukiwanie naświetlonych warstw. Za kolejnym razem jednak się udawało - lepiej lub gorzej. Ważne, że się podoba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz