piątek, 29 listopada 2019

Żary 2019 - niespodzianka.

Godzinę temu zadzwoniła do mnie Ania Jakubowska z radosną wieścią, że zdobyłem swoje pierwsze Grand Prix i złoty medal w załączniku.
Oto:
Protokół z posiedzenia Jury XXIX Krajowego Salonu Fotografii Artystycznej ŻARY 2019 – Jury w składzie:
dr Adam Sobota – przewodniczący jury, historyk sztuki, Wrocław
Małgorzata Dołowska – Fotoklub RP, zdfp, Warszawa
Barbara Panek – Sarnowska – artysta Fotoklubu RP, Zielona Góra
Zbigniew Pietraszkiewicz – artysta FIAP, inicjator Krajowego Salonu Fotografii w Żarach
Ewa Zauścińska – instruktor ŻDK

po obejrzeniu 587 fotografii 91 autorów postanowiło zakwalifikować do wystawy pokonkursowej 124 fotografie 61 autorów oraz przyznało następujące nagrody i wyróżnienia:
Grand Prix – 2100 zł oraz Złoty Medal Fotoklubu RP – Adam Fleks z Gdańska za zestaw 6 prac pt.: „Odloty. Odmienne stany”, „Uwięzione. Oliwa park”, „Renata. Sierżno stodoła”, „Wieloświaty. Kietlin”, „The Holy Cities – Barcelona, Sagrada”, „The Summer of the Middle Ages. Staszowice”.
Sagrada, Barcelona 2008. mamiya C3. Odbitka litowa 29x29 cm, wywoływacz własny.

Odskocznia od rzeczywistości.

Tydzień temu kupiłem na ebay kultowy wzmacniacz Musical Fidelity B1, stanowiący najlepsze rozwiązanie łączące zarówno względnie niski koszt jak i audiofilską jakość. Spodziewałem się, iż będzie dobrze, gdy wzmak przyjdzie przed Świętami. A tu wczoraj puk puk, po czym pan kurier wręczył mi oburącz (ciężko dość) starannie zapakowany karton, w którym znajdował się sprzęt.
         Oczywiście na początku nie mogło być za łatwo - wtyczka sieciowa była brytolska, należało więc ją wymienić. Najpierw udałem się do sklepu osiedlowego, gdzie mało nie zniosłem przysłowiowego jaja czekając na to, aż ktoś zechce mnie obsłużyć. Wtyczka z 5 zeta okazała się być tak paskudnej jakości, że po wyrażeniu kilku dobrych życzeń pod adresem ślamazarnej obsługi i tego, co mi wcisnęła, poszedłem do leżącego znacznie dalej źródła zaopatrzenia w części elektryczne. Kolejna wtyczka sieciowa, produkcji krajowej, była dwa razy droższa, ale za znacznie solidniej wykonana. Zamontowałem ją, po czym okazało się, że kable głośnikowe z trudem wchodzą w otwory montażowe we wzmacniaczu. Jako sobie z tym poradziłem, bo dobre słowo zawsze pomoże.
         Potem było już tylko lepiej. Dawno temu zaczynałem od Radmora, potem był jakiś budżetowy Hitachi, wreszcie NAD 314, który po wymianie potencjometru głośności i jego wygrzaniu brzmiał już naprawdę nieźle. Jednak po podłączeniu gramofonu do B1 i zapuszczeniu płyty jakość i detaliczność dźwięków po prostu wcisnęła mnie w fotel odsłuchowy (XIX wiek, dąb, politura na szelaku i pepitka na siedzeniu - wszystko tak, jak należy).
         Nigdy przedtem nie słyszałem tylu rozmaitych i mocno zróżnicowanych dźwięków poszczególnych instrumentów na raz. Bardzo dobre płyty, kupowane u szrociarzy na rynku za 5 złotych sztuka, dostały nowego wykopu i brzmią o całe niebo lepiej. Po zamknięciu oczu po chwili można nawet wyobrazić sobie miejsce, w którym grały poszczególne instrumenty. Tu i tam pojawiła się jakaś harfa, której wcześniej nie było, różnice w wykonaniu Bolera dyrygowanego przez Bernsteina czy Karajana są oczywiste, wcześniej były lekko zauważalne.
         Do tej pory nie mogę dojść do siebie, a przecież nie mam tak wyczulonego audiofilskiego ucha, by usłyszeć różnicę w brzmieniu przed i po położeniu kartki papieru na jednej z kolumn. Aach, zapomniałem, teraz przecież pora na jedynie słuszne kolumny. Czy ktoś ma na zbyciu KEFy 104 w stanie grającym? Z renowacją czterdziestoletniej obudowy sam sobie poradzę.
Nowy nabytek na samej górze po prawej. NAD służy jako podstawka pogłębiająca dźwięk.

Gramiak Pioneer z 1976, wkładka Ortofona.

Dominancja.

Od rana leciał Ravel - ku utrapieniu sąsiadów słuchających disco polo. Kolejność jeżeli chodzi o doznania: Bernstein, Rowicki, Maazel, Karajan (on tylko w parademarszach jest naprawdę dobry).


środa, 13 listopada 2019

Zabytki fotografii czarnobiałej, archelogia fotografica. 10 listopada 2019.

     Jakiś czas temu wymyślono pojęcie "archeologii fotografii", które jest dosyć szerokie i obejmuje nie tylko stare zdjęcia oraz negatywy, ale także sprzęt, chemikalia oraz inne materiały, w tym filmy oraz papiery. Część z nich, zwłaszcza wyprodukowanych przez zacniejsze firmy, jest nadal użyteczna.
     Przekonałem się o tym kilka dni temu, kiedy to zakończyłem naświetlanie i poddałem obróbce starusieńki film Agfaortho 25 Professional, który dostałem od Wiesława Leszczyńskiego. Oczywiście, miałem pewne wątpliwości co do efektu, lecz po wywołaniu w Rodinalu (też agfowskim, sprzed kilkunastu lat) okazało się, że moje obawy były płonne. Negatyw wyszedł bardzo ładnie, czysto, klarownie, ze wszystkimi szczegółami i z bardzo małym ziarnem, czego zresztą można było spodziewać się po filmie o tak niskiej czułości. Co prawda w kilku miejscach na emulsji pojawiły się drobne ciemne plamki, ale w zupełności mi to nie przeszkadza; najlepsze zdjęcia i tak wywołam w licie na starych lub przynajmniej ciepłotonowych papierach.
     Kolejna przyjemność obcowania ze starociami to sam aparat - Minolta SRT 303 z końca lat 70, z równie starym obiektywem Vivitar 2,8/28. Jest to moja kolejna antyczna Minolta po modelu SRT 101, który posiada funkcję podnoszenia lustra, ale niestety nie ma możliwości wielokrotnej ekspozycji, jak jego młodszy o parę lat braciszek.
     Jedyny zgrzyt z pleneru w Stoczni Gdańskiej to upadek Minolty, która zsunęła mi się z ramienia w trakcie zdejmowania kurtki, i walnęła krawędzią filtra o posadzkę kawiarni. Skutkiem tego utraciłem oryginalny żółty filtr Minolty o średnicy 55mm, który popękał, natomiast samej kamerze nic się nie stało. Teraz poszukam więc zamiennika - pewnie chińskiego, bo tak potoczyła się historia.
     Na razie Agfa została zeskanowana, skany nieco oczyściłem ze śladów pyłków pozostałych po suszeniu, zaś najlepsze kadry czekają na umieszczenie w powiększalniku i na naświetlenie, bo podwójne ekspozycje wymagają przecież dodatkowego odrealnienia w procesie wywoływania infekcyjnego.
Gwiezdne wojny, albo potwory wychodzą z morza (Sapkowski mi się tu kojarzy)

Konstruktywizm dźwigowy.

    

piątek, 8 listopada 2019

Widoki Motławy litowo.

    Po okresie traumy i załamania po odejściu bliskiej osoby udaje mi się wrócić do fotografii odbijanej w mokrej ciemni w żmudnym, aczkolwiek na koniec satysfakcjonującym procesie litowym. Tutaj jeszcze stary wywoływacz, rozrabiany kilka miesięcy temu, który w części utracił swoją moc. Mam już dwa nowe koncentraty, ale tych używam do nowego projektu, o którym myślę od jakiegoś czasu, i który wydaje się rokować dobre nadzieje. Ale o tym sza!
     Jak zwykle stare Nikony z funkcją wielokrotnej ekspozycji, stare błonki, za to nowy czeski papier - jak zwykle nie do końca przewidywalny, lecz za to ciekawy kolorystycznie i dający ładne efekty grafizujące w trakcie wywoływania infekcyjnego.