poniedziałek, 9 września 2019

Widoki Motławy. Wernisaż 11 września 2019 godzina 18.00 w Domu Uphagena.

      Trochę to trwało. W końcu wybrałem najsłuszniejsze fotogramy, wyciąłem passe partout, po czym oprawiłem wszystko na wystawę do Domu Uphagena. Będą wisiały w dobrym towarzystwie, bo malarskim popełnionym przez Krystynę Kahsin. Jako że obydwojgu autorom daleko dosyć do bezwzględnego realizmu, pole do interpretacji przez odbiorców pozostało całkiem spore. Wydaliśmy też 20 sztuk albumu wystawowego.
      Jako że nie odważę się wypowiadać za autorkę prac malarskich, to o swoich napiszę tylko tyle, że pierwsze z nich - będące czarno-białą relacją z pewnego wydarzenia - powstały w 1991 roku. Potem było już tylko lepiej, tj. gorzej, bo napsułem sporo materiału pragnąć wykonać jak najlepsze odbitki litowe. Poświęciłem temu dziesiątki godzin pracy, i sam już nie wiem, co było bardziej żmudne - patrzenie w kuwetę, by uchwycić ten decydujący moment tuż przed chwilą, gdy odbitka osiągnie właściwe nasycenie i gęstość w cieniach - trzeba ją wtedy energicznie chwycić i szybko przełożyć do przerywacza; a może było to kilkudniowe suszenie pod prasą kapryśnego papieru, który uwielbia pofałdować się na krawędziach. Trochę tych fałdek nadal jest widocznych, ale nie miałem już ochoty na dalszą walkę, montując wszystko w ramy jedno po drugim.
      Odnoszę wrażenie, że krakowskie zaczarowane dorożki zostają nieco w tyle po transformacji, jaką poddaliśmy nasze też dziwne pod każdym względem i niezwykłe miasto.

Dziękuję Jackowi Sadłowskiemu (GTF) za fotoreportaż z wernisażu wystawy.


7 lipca 1991. Rolleiflex, film Svema 64, odbitka żelatynowo-srebrowa 29x29 cm.

24.02.2019. Mamiya C330f, film Ilford, podwójna ekspozycja, odbitka litowa 29x29 cm, unikat.

piątek, 6 września 2019

Wiatr nad jeziorem

Dawno, dawno temu leżał sobie w krzakach nad jeziorem wrak Cadeta. Znalazłem go przypadkiem, zaholowałem gdzie trzeba i odbudowałem. Potem pływałem nim sobie po jeziorze. Raz było lepiej, raz gorzej, zależnie od siły wiatru (lub jego braku). W tzw. międzyczasie ktoś go podprowadził i postawił w zaroślach, by nabierał deszczówki przez kilka miesięcy. Znalazła go wreszcie policja (chwała im!), po czym zabrałem się za remont.
Niestety, drewno nabrało wody, a może moje umiejętności szkutnicze nie były wystarczające, i ostatnie pływanie miało miejsce rok temu w sierpniu.
Tego lata okazało się, że stępka w okolicach skrzynki mieczowej przegniła, podobnie było z częścią burty.
Wziąłem więc siekierę, i po kilku godzinach resztki można było przenieść w miejsce spalenia.
Zacząłem rozglądać się za czymś nowym, plastykowym i szybszym niż jachcik dla dzieci i młodzieży.
Udało się, i od kilku tygodni testuję nową łódkę, co - nie ukrywam - daje mnóstwo radości i nieco adrenaliny, zwłaszcza przy nieco bardziej porywistym wietrze. Ot, takie sobie wiejskie rozrywki zamiast picia wódki i walenia się sztachetami po głowach.

Komórkowo, bo trzeba było wziąć się za siekierę.

Analogowo: Nikon F3, Polypan 50 wołany w HC-110. Nikkor E 1,8/50.







Stary super fajny Nikkor AF-D 1,8/50.