Po okresie traumy i załamania po odejściu bliskiej osoby udaje mi się wrócić do fotografii odbijanej w mokrej ciemni w żmudnym, aczkolwiek na koniec satysfakcjonującym procesie litowym. Tutaj jeszcze stary wywoływacz, rozrabiany kilka miesięcy temu, który w części utracił swoją moc. Mam już dwa nowe koncentraty, ale tych używam do nowego projektu, o którym myślę od jakiegoś czasu, i który wydaje się rokować dobre nadzieje. Ale o tym sza!
Jak zwykle stare Nikony z funkcją wielokrotnej ekspozycji, stare błonki, za to nowy czeski papier - jak zwykle nie do końca przewidywalny, lecz za to ciekawy kolorystycznie i dający ładne efekty grafizujące w trakcie wywoływania infekcyjnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz