Jako że nie odważę się wypowiadać za autorkę prac malarskich, to o swoich napiszę tylko tyle, że pierwsze z nich - będące czarno-białą relacją z pewnego wydarzenia - powstały w 1991 roku. Potem było już tylko lepiej, tj. gorzej, bo napsułem sporo materiału pragnąć wykonać jak najlepsze odbitki litowe. Poświęciłem temu dziesiątki godzin pracy, i sam już nie wiem, co było bardziej żmudne - patrzenie w kuwetę, by uchwycić ten decydujący moment tuż przed chwilą, gdy odbitka osiągnie właściwe nasycenie i gęstość w cieniach - trzeba ją wtedy energicznie chwycić i szybko przełożyć do przerywacza; a może było to kilkudniowe suszenie pod prasą kapryśnego papieru, który uwielbia pofałdować się na krawędziach. Trochę tych fałdek nadal jest widocznych, ale nie miałem już ochoty na dalszą walkę, montując wszystko w ramy jedno po drugim.
Odnoszę wrażenie, że krakowskie zaczarowane dorożki zostają nieco w tyle po transformacji, jaką poddaliśmy nasze też dziwne pod każdym względem i niezwykłe miasto.
Dziękuję Jackowi Sadłowskiemu (GTF) za fotoreportaż z wernisażu wystawy.
7 lipca 1991. Rolleiflex, film Svema 64, odbitka żelatynowo-srebrowa 29x29 cm. |
24.02.2019. Mamiya C330f, film Ilford, podwójna ekspozycja, odbitka litowa 29x29 cm, unikat. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz