Ponieważ wywoływacz konfekcjonowany sprawia, że na odbitce po mniej więcej 6 minucie wołania zaczynają pojawiać się plamy z jasnymi obwódkami, użyłem złożonego przez siebie wywoływacza wysoce kontrastowego ORWO 70 wg receptury z książki M. Ilińskiego "Materiały fotograficzne czarnobiałe" z 1976 r. Tutaj (zazwyczaj) nie mam problemu z plamami, natomiast nie zawsze barwy na gotowej odbitce są takie, jakich bym sobie życzył.
Przeszło pół roku temu pojechaliśmy z Asią do Gdańska, gdzie naświetliłem kilkanaście klatek na mocno przeterminowanym Kodaku T-Max 400 (09/1999). Całkiem ładnie wywołał się w kodakowskim HC-110, ale odbitki wyszły mi nieco za zielonkawe, jak na mój gust.
Dlatego odbieliłem je i wywołałem ponownie, tym razem w mocno rozcieńczonym litowym wywoływaczu Moersch Easy Lith. Zazwyczaj pomaga to uzyskać fajne efekty kolorystyczne, tak było i tym razem.
Zamiast ciepłych i lekko przytłumionych zieleni w stylu retro - notabene całkiem przyjemnych dla oka - uzyskałem dość zróżnicowaną jak na czarnobiały papier paletę barw. Brunatno-fioletowe cienie, różowawe światła, zaś dla urozmaicenia w najgłębszych cieniach wystąpiły zabarwienia o ceglasto-pomarańczowym odcieniu, co moim zdaniem dość silnie ożywia obraz. Mam więc dwie zupełnie różne odbitki, co wynika z ich pierwotnej gęstości - ciemniejsza była lekko przewołana za pierwszym razem. Druga była z kolei zbyt jasna, ale po ponownej obróbce pojawiły się barwy, które wreszcie mnie satysfakcjonują.
Widoki Motławy 29 kwietnia 2018. Nikon F3, Nikkor 2/50 z filtrem pomarańczowym. |
Widoki Motławy II, 29.04.2018. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz