Tak sobie próbuję rozpracować to fotograficznie od ponad dekady, z wynikiem raz lepszym, raz gorszym. Zależy to od tak wielu przecież czynników: chwilowego samopoczucia, tego, czy dzień deszczowy i ponury czy słoneczny, ilu ludzi pęta się bez potrzeby w pobliżu, wkurzając mnie niepomiernie, czy aparat się nie zacina i rusza dopiero po obdarzeniu go dobrym słowem, potem trzeba wywołać z odpowiednim kontrastem, byle nie za wielkim, wreszcie nadchodzi chwila wytchnienia, gdy można sobie popatrzeć w kuwetę, w której po kilku (optymistycznie) lub kilkunastu (standard) minutach zaczynają pojawiać się pierwsze zarysy obrazu.
Następnie suszenie barytowej odbitki, która złośliwie fałduje się, wtedy wymoczyć cholerę, dać jej podeschnąć, i jeszcze raz pod prasę, może tym razem będzie dobrze.
Na koniec oględziny przy świetle dziennym, i decyzja ostateczna: zostawić, czy odbielić i pomoczyć w mocno rozcieńczonym licie, by powychodziły ceglaste barwy.
Wystawa to ukoronowanie tych wszystkich manipulacji, peregrynacji, obserwacji, dobrych życzeń pod adresem Fomy, bo zmieniła dostawcę żelatyny i na odbitkach pojawiać się zaczęły plamki w trakcie wywoływania. Ale na wszystko jest sposób - ja zacząłem składać swoje wywoływacze i pomogło. Jak na razie walka z materią wygrana, ciekawe, co będzie dalej.
Gdansk, ul. Mariacka 2012. Mamiya C3 + 2,8/80. Fuji Neopan 400, papier Foma 132 (stara produkcja). |
Gdańsk, ul. Mariacka 2012. Nikon F3 z Nikkorem 2/50. Polypan 50, Foma 132 (stara produkcja). |
Girona 2008. Rolleiflex Automat, Fuji Neopan 400. Papier Forte PW 17 (koniec produkcji ok. 2006 r.). |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz