Nie odczuwam szczególnie silnej potrzeby, by mieć za wszelką cenę Leicę, Hasselblada czy nowy błyszczący samochód. Generalnie to, co posiadam, w zupełności mi wystarcza przynajmniej tak długo, dopóki jestem w stanie generować jakąś twórczość, działając na otoczenie produktami swojej wyobraźni przedstawionymi na papierze fotograficznym.
Tutaj jednak pojawia się nieco zmodyfikowany i znacznie uproszczony dylemat, polegający na odwiecznym wysoce artystycznym sporze między formą a treścią.
O treści mówiłem już i pisałem tak wiele razy, że nie chce mi się tego powtarzać. Ale pozostaje forma, nad którą mogę zapanować korzystając ze stopniowo rozbudowywanych środków chemiczno-technicznych.
No i pojawia się kolejny dylemat: lith czy 2nd pass lith? Zostawić odbitkę po pierwszym wołaniu taką, jaka jest, czy odbielać i wołać ponownie? Który efekt plastyczny jest bardziej satysfakcjonujący i mocniej działa na odbiorcę?
Jajko na miękko czy jajecznica? Zaś jajek na twardo nie lubię.
Ratusz w Zamościu, sierpień 2017. Podwójna ekspozycja na papierze Fomatone MG 132, wywoływacz Moersch Easy Lith. |
To samo, ale nie tak samo. Odbitka litowa na papierze ORWO BN 111 przeterminowanym w 1986 r., uzyskanym dzięki uprzejmości Wojtka Junga. Dzięki Ci wielkie! |
Lit na Fomatone MG 132, pierwsze wołanie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz