Jest to część ze stale powiększającego się cyklu "The Holy Cities", zainspirowanego określeniem znalezionym na forum internetowym.
Jednak po ostatnich odkryciach prasowych zastanawiam, czy określenie "święte miasto" w stosunku do Gdańska nie jest jednak nieco na wyrost. Ale na pewno znajdzie się tutaj dziesięciu sprawiedliwych, więc przy nim pozostanę.
Raduje mnie również, że cykl wygląda najlepiej na najtańszej błonie kinematograficznej ciętej z metra, film o czułości 50 ASA, na nie dającym się rozerwać podłożu poliestrowym, że sporym ziarnem, pięknie jednak wyglądającym w licie.
Wreszcie fajne jest to, że chyba wyczuwam powoli, jak zachowuje się wielce kapryśny papier Fomy, który nie lubi zbyt długiego moczenia w wywoływaczu. Trzeba więc dobrać właściwe jego proporcje, temperaturę roztworu, i wiążący się ściśle z długością naświetlania czas wywoływania. Im krócej, tym lepiej.
"The Holy City of Gdańsk" po lewej, na prawo solaryzacja z lat 80-tych, jak sądzę. |
Po lewej zaś piękny wydruk na ładnym papierze. |
Jest nieźle, mogę robić kolejne odbitki na następną wystawę, a to już niedługo! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz