wtorek, 29 września 2020

Odjazd od codzienności przaśnej i ciężkiej.

Przygięta nieco pozycja za statywem, oko patrzy przez kominek i matówkę na rzeczywistość odwróconą lustrem o 180 stopni. Dwie ekspozycje, próba antycypacji, co z tego będzie??? Potem kuweta napełniona roztworem wywoływacza, moczenie tradycyjnego papieru z emulsją oblaną na grubym kartonie, powolne czekanie na pojawienie się pierwszych zarysów obrazu. Najpierw wyłaniają się ramki negatywowe, bo zostały najmocniej naświetlone, zaczernienie jest na początku nierówne, ale proces wywoływania w cieniach przyspiesza w miarę wywoływania; w światłach zaczynają pojawiać się jakieś niuanse, szarości, zarysy sylwetek, nieruchomych ramion wiatraka. Szybkie przełożenia do roztworu wody z octem stołowym, potem stary utrwalacz - co najmniej 15 sekund, potem świeższy utrwalacz do 10 minut. Wreszcie płukanie, suszenie pod prasą po przeschnięciu odbitki powieszonej na klamerkach. Moża zreprodukować i ewentualnie pokazać światku (albo i nie).

Kamera to Mamiya C330 z obiektywem Sekor 4,5/105 i żółtym filtrem. Film to Foma 400 wołana w HC-110 1:63 przez ok. 13,5 minuty. Wywoływacz litowy ORWO 70 wg receptury zamieszczonej w podręczniku Ilińskiego z 1976 r. Papier fo też Foma, tylko że MG z oznaczeniem 132 - czyli grubsza satyna. Do zdjęć pozował cierpliwie skansen we Wdzydzach.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz