poniedziałek, 21 października 2024

Japońskie ogrody zen w kaszubskim krajobrazie Minoltą zdejmowane, 19.10.2024.

Ostatnia sobota kończąca sezon nadjeziorowo-działkowo-żeglarsko-pływacki w roku Pańskim 2024. Piękne słońce, lekkie chmurki wpłynęły na obniżenie kontrastu na zabytkowej błonie cine ORWO NP55 z epoki towarzysza Honeckera. Słońce świeci tak samo, a historia lubi nieprzyjemnie się powtarzać - jako historyk mam bardzo nieprzyjemne skojarzenia i niezbyt komfortowo z tym się czuję. O ironio, w Europie nadal produkuje się niezłe czarnobiałe filmy. To ostatnie dzięki dobrym kapitalistycznym zwyczajom reguluje też rynek konsumenta, nawet Kodak obniżył nieco ceny swoich materiałów i wznowił produkcję kultowego HC-110.

Jeżeli chodzi o sprzęt foto, to preferuję jednak Daleki Wschód -, czyli Japonię, przy czym szczególną atencją darzę produkty Nikona oraz Minolty - te ostatnie z racji doskonałej optyki, która mi po prostu leży; Nikon jest natomiast nie do zajechania.

Tydzień temu nie byłem w stanie się powstrzymać, dlatego przez forum poświęcone fotografii analogowej na FB zakupiłem zabytkową Minoltę SRT303b (wersja na rynek amerykański z dodatkowym okienkiem z tylu korpusu, w którym żółty pasek przesuwając się tam i z powrotem potwierdza, że film został dobrze założony i nie spadł z rolki napinającej). Obiektyw też wspaniały - jeżeli ktoś uważa, że sowiecki Helios pozwoli wspiąć się na wyżyny sztuki obrazowania, to niechaj założy kiedyś Rokkora 1,7/50 - obojętnie którą wersję tego rewelacyjnego szkła.

Wyposażony jak zwykle w jedno body i jeden obiektyw udałem się nad jezioro w Żurominie, chcąc rozwinąć mój nowy lekko konceptualny zamiar wynajdywania w polskich okolicznościach przyrody motywów przypominających dorobek filozoficzno-kulturowy Cesarstwa spod znaku wschodzącego słońca. Jednak okazało się w pewnej chwili, iż nie założyłem dobrze filmu, który w ogóle nie przesuwał się w zabytkowej kamerze z lat 1975-78. Pewnie coś się zastało, albo ja zrobiłem jakiś błąd. W końcu maszyna złapała perforację i ruszyła - zółty pionowy pasek w okieneczku zaczął sunąć od prawej do lewej, ale wtedy powróciłem już z powrotem do domku na jeziorem. Na szczęście w pobliżu znalazłem kilka motywów. Mimo dość już przytłumionego popołudniowego udało mi się ich nie poruszyć. Teraz przynajmniej wiem, co należy sprawdzić po założeniu filmu i przed zamknięciem tylnej ścianki.









środa, 16 października 2024

Ogrody zen część druga, a nawet trzecia - 12.10.2024.

Część druga kadrów z tego samego negatywu, zaś łącznie trzecia; nic szczególnie skomplikowanego, jak się zdaje. Fotografia właściwie o niczem (piszę tak, bo przypomniał mi się tekst kolegi Wojtka ze studiów: "O czem wy właściwie mówicie na tej filozofii? O Niczem".). Jednak przypadkowe piaszczysto-kamienne struktury ułożone tak, jak natura i lemiesze pługa chciały (poza ostatnim kadrem), dosyć mi się podobają.





Tutaj nie natura chciała, tylko ja!

 


poniedziałek, 14 października 2024

Ogrody zen oraz szkutnictwo ludowe na ziarnistym niemieckim filmie, 12.10.2024.

Niekiedy zmiana miejsca lub sytuacji oraz światła pociąga za sobą pojawienie się znienacka nowej koncepcji artystycznej. W sobotę 12 października znów wybrałem się nad niewielkie jezioro w Żurominie, przy którym poprzednio urzekły mnie ślady pozostawione przez ciągnik oraz pług na kamienistym kaszubskim poletku położonym na pagórku nieopodal. Pogoda była piękna, słońce świeciło i było tuż po swoim zenicie w południe, cienie kładły się ostro i kontrastowo. 

Zamieniłem aparat na ostatni model kultowej manualnej lustrzanki - tym razem był to Nikon FM3a z hybrydową migawką i nowoczesnym pomiarem światła; w wizjerze tego aparatu widać 97% tego, co obejmuje obiektyw. Jest to znaczny postęp w porównaniu z użytym tydzień wcześniej Nikonem FE z 1977 r. Chcąc mieć szerszy kadr podpiąłem do niego zabytkowego Nikkora-H 3,5/28 z założonym ciemnoczerwonym filtrem Marumi. Filtr ten posiada własne powłoki przeciwodblaskowe, co przy vintage'owym szkle produkowanym chyba jeszcze do wcześniejszych dalmierzowców firmy Nippon Kogaku w latach 50-tych było z gruntu uzasadnione. Obiektyw ten jest - jak dla mnie - nieco za ciemny, szczególnie wychodzi to przy nakręconych filtrach; tutaj użyłem ciemnoczerwonego, więc musiałem się nieco pomęczyć przy ustawianiu ostrości.

Do puszki założyłem nowy, jeszcze przeze mnie wcześniej nie testowany film Rollei RPX 400. We wnętrzu pudełeczka producent podał czasy i proporcje chemii do wywoływania przy czułościach 400 oraz 800 ASA. Przez moment zastanawiałem się nad ustawieniem tej wyższej czułości, ale w końcu na dobry początek postanowiłem, że zadam czułość nominalną i wywołam tak, jak podaje Herr Hans O. Mahn ze Stapelfeld. Film moczyłem przez 14 minut (20 C-gradusów) w złożonym samodzielnie D76H rozcieńczonym w proporcji 1+1.

Po wywołaniu uznałem, że negatyw jest trochę za słabo kryty, aczkolwiek przy zachowaniu wszystkich szczegółów światłach i cieniach. Po zeskanowaniu okazało się jednak, że kadrom niczego nie brakuje. Ziarno jest dość czytelne, ale niewiele większe niż na zabytkowym Polypanie 50, którego użyłem poprzednio. Niedługo wieczory będą dłuższe, a ja powrócę do techniki litowej w mokrej ciemni. Mam nadzieję, że finalnie będę zadowolony.

Sądzę, że następnym razem ustawię czułość na 320 ASA i wywołam jak wyżej. Podobnie postępuję przy Kodaku TRI-X i z wyników jestem zadowolony; może uda się także w przypadku produktu Rollei.

Podczas tego chyba już ostatniego w tym sezonie krótkiego pleneru nad żuromińskim jeziorkiem popełniłem po dłuższej przerwie kilka podwójnych ekspozycji, aczkolwiek na filmie dominują pojedyncze, mocno ograniczone konceptualnie albo też szersze piktorialne kadry w stylu fotografii ojczystej. Jest też parę ujęć inscenizowanych, które wejdą w skład większego cyklu "Ogrody zen w polskim krajobrazie", będącego swoistym żartem i nawiązaniem do koncepcji "drugiej Japonii", która oczywiście nie miała nic wspólnego z filozofią z Dalekiego Wschodu. Trochę się jednak tymi kamiennymi ogrodami zainspirowałem :)









niedziela, 6 października 2024

Kamienny ogród japoński oraz szkutnictwo ludowe Kaszub

 W ostatnią niedzielę września wybraliśmy się z Asią na wędrówkę po okolicznościach przyrodniczych w pobliżu naszego domku nad jeziorem. Słońce pięknie świeciło, na szyi dyndał zabytkowy Nikon FE (1976) z nieco młodszym Nikkorem AiS 2/35 i z przykręconym czerwonym filtrem. Wewnątrz puszki znajdował się przeterminowany o jakieś dwie dekady Polypan 50. Fajny materiał, onegdaj kupowałem go w puszkach po 50 m i w ciemni nawijałem sobie do starych rozbieralnych kaset.

Tym razem zaniżyłem nieco czułość do 40 ASA, wywołałem zaś normalnie w HC-110 rozbełtanym w proporcji 1:63 w czasie 17 minut. Wyszło jak trzeba, z fajnym kontrastem i wszystkimi szczegółami w światłach oraz cieniach. Będzie co litować za jakiś czas.

Prócz fajnego i dobrze oświetlonego lasu wokół małego jeziora i wyschniętego bagienka, a także naprawianych leżących na brzegu dwóch płaskodenek rybackich zwróciłem w pewnym momencie uwagę na fakturę zaoranego pola z widocznymi i ostro rysującymi się ziarnami gleby oraz kamieniami różnej wielkości. Bruzdy po pługu oraz ślady opon skojarzyły mi się nagle i niespodziewanie z ogrodami zen, inaczej japońskimi ogrodami kamiennymi, zwanymi Kare-sansui, których celem jest wyrażenie natury wszechświata, m.in. poprzez zagrabienie w rzędy żwiru czy ułożenie skał lub kamieni na małym obszarze. Do tego dochodzą odpowiednio posadzone rośliny. 

Nad wzorami stworzonymi przez pług oraz opony ciągnika - względnie rytmiczne i regularne, aczkolwiek ze sporą dozą chaosu - rozciągało się piktorialne niebo, stanowiące maleńki fragment universum. Tradycja japońska, w gruncie rzeczy jej swobodna interpretacja, oraz neopiktorialim będący pastiszem mistrza Bułhaka (on chyba by nie użył ostro rysującego Nikkora i małego obrazka) utworzyły syntezę dwóch przeciwstawnych miejsc i cywilizacji. Ale niebo i wszechświat to skutek działania tego samego Stwórcy. 


 



piątek, 27 września 2024

Widoki Motławy mutują po dekadach.

 Negatyw na sowieckiej błonie Svema naświetliłem i wywołałem w sierpniu 1991 r. Guma dwuchromianowa w formacie 19 x 19 cm była trzykrotnie naświetlana na słonecznym balkonie przez 2,5 minuty. Negatyw to zwyczajny wydruk z drukarki laserowej HP na folii kupionej w pobliskim sklepie papierniczym.

Warstwy były następujące: 1) z farbą akwarelową Renesans nr 8. Chromium Yellow (hue) w dniu 19.09.2024; 2) Renesans zmieszany z dwóch tubek: 1 - nr 18. Scarlet Red 1/3 objętości i 55. Mars Bordeaux 2/3 objętości 20.09.2024; wreszcie warstwa 3) nr 29. Prussian Blue 23.09.2024. Błękit pruski Podbił kontrast i nadał odbitce sporo życia, tak więc jestem zadowolony.

Papier Happy Color 360 g zagruntowałem akrylem rozbełtanym w dużej ilości wody, tak że pory w podłożu ładnie się wypełniły, i było można skutecznie wypędzlować światła.

Spróbuję podobnego numeru w większym formacie, bo wcześniej nie próbowałem gruntować dużych arkuszy. Próby na małych arkusikach to wstęp, teraz spróbuję czegoś na papierze lepszej jakości.

Cały arkusz wraz paserami i moimi dopiskami wraz z sygnaturą.

Guma po cyfrowym usunięciu krawędzi. Oczywiście to pełny kadr.


czwartek, 19 września 2024

Widoki Motławy wrześniowo, póki słońce świeci.

 Korzystam ze słonecznej aury - przynajmniej tutaj w Gdańsku, gdyż na południu poginęli ludzie. "Widoki Motławy" poodbijałem na nowych papierach; jeden już wcześniej użyty, czyli "Happy Color", zacząłem gruntować, gdyż pojawiły się problemy z wypłukiwaniem drugiej i kolejnych warstw, a przecież gumy powinny być kolorowe, przynajmniej moje.

Dzisiaj suszę kolejne arkusze, ale to dopiero pierwsze - żółte - warstwy, więc do końca daleko. Duże nadzieje pokładam w papierze Fabriano, może wyjdzie coś fajnego.

Dziewczyna portowa. 2 warstwy, tani papier Happy Color 360 g formatu A4.

Fabriano, 50% bawełny, format A3+. Cztery warstwy.

Ten sam motyw, nieco mniejszy negatyw. Format A3, trzy warstwy. Papier Canson 250 g.


poniedziałek, 2 września 2024

Widoki Motławy analogowo w gumie arabskiej - odsłona sierpniowa w 2024 r.

Mogą mi oglądający zarzucić, że ponawiam stare pasztety, ale ja tylko nieskromnie dążę ku doskonałości technicznej w dość specyficznej technice gumy dwuchromianowej, która nie do końca przewidywalną jest. Przy tym bardzo fajnie jest bawić się w nakładanie/naświetlanie i praktycznie dowolnie móc mieszać pigmenty, akwarele i tempery. Nie wszystkie kombinacje wychodzą przyjemnie dla ócz, ale to kwestia estetyki.

Latem stosuję metodę XIX-wieczną, czyli naświetlanie stykowe na balkonie na słońcu, i cały czas testuję różne rodzaje papierów. Okazuje się, że najdroższe i pochodzące od renomowanym firm wcale nie są najlepsze - zależy, do czego. Niektóre trzeba gruntować przed nałożeniem warstwy, zaś praktycznie wszystkie trzeba na samym początku namoczyć i pozwolić im się wysuszyć, by nie zmieniały wymiarów, jako że przemieszczone względem siebie warstwy niezbyt dobrze wyglądają po wysuszeniu. Ale jest zabawa.

Jako że pamięć mam dobrą, lecz krótkawą, to po nałożeniu każdej kolejnej warstwy opisuję ją na odwrocie odbitki, co pozwala osiągnąć zbliżone efekty kolorystyczne przy różnych motywach, albo ułatwia unikanie pomyłek.

Na razie najbliższe moim potrzebom duchowym są nadal "Widoki Motławy", które rozpocząłem jako monochromatyczny cykl analogowy na tradycyjnych papierach czarno-białych; następnie uznałem iż bardziej mnie kręcą odbitki litowe w technice wielokrotnej ekspozycji; teraz robię wielkoformatowe stykówki w mniej lub bardziej odjechanych kolorach. Potem może dojdą inne techniki historyczne, albo nastąpi ich mieszanie. Najważniejsze, że się jeszcze chce :)

Negatyw A3 na papierze Pittura 400 g. Format około 37 x 49 cm, naświetla się trzecia warstwa. 30.09.2024.

Gotowa odbitka 3-warstwowa, wymiary w świetle obrazka to ok. 30 x 43 cm.


Negatyw A3, pierwsza warstwa na żółtej temperze od Karmańskiego.

Gotowa odbitka 3-warstwowa.

Podobny motyw, inna kolorystyka, bo inne akwarele od polskiej firmy Renesans.