niedziela, 10 listopada 2024

Gdańskie egzotyki, ostatni FOTO 65.

W ostatnim czasie na tyle rzadko bywamy w centrum Gdańska, że każdorazowy spacer odkrywa coś nowego, czego wcześniej nie było widać. Część napotkanych widoków jest zastana, aczkolwiek nie zawsze wywołują one pozytywne odczucia. 

Natomiast elementy nowe są na tyle świeże, iż uznaję je za egzotyczne oraz liczne - stąd nagłówek tego wpisu. 

Poskanowane kadry są o tyle moim zdaniem ciekawe, gdyż stanowią wynik naświetlenia filmu, który dostałem jakiś czas temu od kolegi Maćka na spotkaniu okołociemniowym w GTF, a który to filmy był jednym z ostatnich egzemplarzy sowieckiego FOTO 64, którego poświeciłem na zadanej czułości 32 ASA. Potem wywołałem w D23 i wyszło tak jak chciałem, tzn. dość kontrastowo i gruboziarniście. Tym razem użyłem Nikona F3 z Nikkorem Ai 2/35 oraz dwukrotnym żółtym filtrem.

Smutek gdańskich tropików w pierwszym dniu listopada.

Zapach korzeni oraz egzotycznych tancerek.

Dawno temu bocznokołowym parostatkiem po Motławie. Takie marzenie.

Traffic.

Powrót do domu i pożegnanie z betonozą.

piątek, 1 listopada 2024

Bory Tucholskie. Symetria rozkładu.

Plener Gdańskiego Towarzystwa Fotograficznego uznaję za wielce udany - w stanie po zmieszaniu dwóch gatunków alkoholi poprzedniego wieczora wybrałem się 26.10.2024 wraz z silną grupą z GTF w Bory Tucholskie. Robiłem zdjęcia cyfrą, natomiast za ważniejsze uznaję to, co wyszło ze starej, właściwie to już silnie vintage Minolty SRT303b z podpiętym Rokkorem 2,8/28 oraz 3,5/135 mm. W puszce siedziały dwie zacne błony: co najmniej 15-letni Polypan F 50 naświetlany na 40 ASA oraz znacznie świeższy, bo mający tylko pięć lat po terminie Kodak TRI-X 400 naświetlany na 320 ASA.

Lekki ból głowy sprawił, że początkowo świat widziałem w dość ponurych barwach i pro forma klepałem kadry Nikonem D780, jednak po jakiejś pół godzinie zdolność postrzegania wróciła i z plecaka wyciągnąłem szacowny zabytek, działający jak szwajcar...., poprawka -  japoński zegarek. 

Naświetlone filmy to dwa zupełnie różne materiały, aczkolwiek obydwa wywołane w HC-110 1:63 dały bardzo przyzwoite efekty; w tym przypadku wolę jednak Kodaka, który przypadł mi do gustu bardzo równym, aczkolwiek sporym ziarnem, oraz pięknym oddaniem szczegółów w światłach i cieniach. Polypan F też wywołał się ładnie, acz nieco bardziej kontrastowo - w końcu to materiał niskoczuły; jest to film do reprodukcji, nie posiada chyba warstwy przeciwodblaskowej, stąd zaświetlenia na perforacji, gdzie dochodziło więcej światła przy kontrastowych motywach. 

Bory Tucholskie to park narodowy, gdzie działalność ludzka jest ograniczona do niezbędnego minimum. Zafascynowały mnie padające i gnijące w ściółce albo w wodzie endemicznego jeziora pnie drzew. Destrukcja powodowana przez działanie natury zawiera swoiste piękno, wzmocnione dodatkowo przypadkowo symetrycznymi układami kształtów oraz stanem lekkiego sponiewierania po zmieszaniu wina oraz whiskey.

Symetria rozkładu I. Kodak TRI-X 400 (naśw. 320 ASA), Minolta i Rokkor 2,8/28 mm, filtr OR 2,8 x.

Symetria rozkładu II. Polypan F 50 (naśw. 40 ASA), Minolta i obiektyw jak wyżej.

Wieloświat - Symetria rozkładu III. Podwójna ekspozycja, Polypan F, reszta j.w.

wtorek, 29 października 2024

Kamienne kręgi w kaszubskim krajobrazie, tym razem staropogańskie.

 Wraz z dobrze dobraną grupą z GTF wybraliśmy się na plener w Swornegaciach (25-27.10.2024), zaś niedaleko od nich znajdują się Odry z prehistorycznymi kręgami kamiennymi. Tam pojechaliśmy na koniec pleneru, w niedzielę 27 października.

Ludzie interesują się i fascynują kamiennymi kręgami na różne sposoby; przy jednym z kamieni jacyś neopoganie, czy też rodzimowiercy urządzili sobie ołtarzyk, zakładając na jego szczyt skórzany amulet na rzemyku, zaś w dole pomiędzy mniejszymi kamieniami składajc w ofierze cukierki; teraz jednak mamy znacznie łagodniejsze czasy, a jak ktoś chce wiedzieć, jak było onegdaj, to niech sobie przeczyta "Starą baśń".

Z szacunku do podobno magicznego miejsca robiłem analogowo; do Mamiyi C330f założyłem przeterminowanego Kodaka TRI-X 400. Obiektyw to Sekor 4,5/65 z pomarańczowym filtrem dla szerszego otwarcia przysłony, by uzyskać małą głębię ostrości. Czar kręgów jednak zadziałał, magia miejsca okazała się być dla mnie niezbyt przyjazna, jako że w domu siadł mi D76H i film wyszedł mocno niedowołany. Jednak skanowanie pozwoliło wyciągnąć wszystkie szczegóły zarówno w światłach jak cieniach; może obróbka w licie pozwoli na naświetlenie kilku kontrastowych odbitek.





Fot. Marcin Kołakowski GTF.

poniedziałek, 21 października 2024

Japońskie ogrody zen w kaszubskim krajobrazie Minoltą zdejmowane, 19.10.2024.

Ostatnia sobota kończąca sezon nadjeziorowo-działkowo-żeglarsko-pływacki w roku Pańskim 2024. Piękne słońce, lekkie chmurki wpłynęły na obniżenie kontrastu na zabytkowej błonie cine ORWO NP55 z epoki towarzysza Honeckera. Słońce świeci tak samo, a historia lubi nieprzyjemnie się powtarzać - jako historyk mam bardzo nieprzyjemne skojarzenia i niezbyt komfortowo z tym się czuję. O ironio, w Europie nadal produkuje się niezłe czarnobiałe filmy. To ostatnie dzięki dobrym kapitalistycznym zwyczajom reguluje też rynek konsumenta, nawet Kodak obniżył nieco ceny swoich materiałów i wznowił produkcję kultowego HC-110.

Jeżeli chodzi o sprzęt foto, to preferuję jednak Daleki Wschód -, czyli Japonię, przy czym szczególną atencją darzę produkty Nikona oraz Minolty - te ostatnie z racji doskonałej optyki, która mi po prostu leży; Nikon jest natomiast nie do zajechania.

Tydzień temu nie byłem w stanie się powstrzymać, dlatego przez forum poświęcone fotografii analogowej na FB zakupiłem zabytkową Minoltę SRT303b (wersja na rynek amerykański z dodatkowym okienkiem z tylu korpusu, w którym żółty pasek przesuwając się tam i z powrotem potwierdza, że film został dobrze założony i nie spadł z rolki napinającej). Obiektyw też wspaniały - jeżeli ktoś uważa, że sowiecki Helios pozwoli wspiąć się na wyżyny sztuki obrazowania, to niechaj założy kiedyś Rokkora 1,7/50 - obojętnie którą wersję tego rewelacyjnego szkła.

Wyposażony jak zwykle w jedno body i jeden obiektyw udałem się nad jezioro w Żurominie, chcąc rozwinąć mój nowy lekko konceptualny zamiar wynajdywania w polskich okolicznościach przyrody motywów przypominających dorobek filozoficzno-kulturowy Cesarstwa spod znaku wschodzącego słońca. Jednak okazało się w pewnej chwili, iż nie założyłem dobrze filmu, który w ogóle nie przesuwał się w zabytkowej kamerze z lat 1975-78. Pewnie coś się zastało, albo ja zrobiłem jakiś błąd. W końcu maszyna złapała perforację i ruszyła - zółty pionowy pasek w okieneczku zaczął sunąć od prawej do lewej, ale wtedy powróciłem już z powrotem do domku na jeziorem. Na szczęście w pobliżu znalazłem kilka motywów. Mimo dość już przytłumionego popołudniowego udało mi się ich nie poruszyć. Teraz przynajmniej wiem, co należy sprawdzić po założeniu filmu i przed zamknięciem tylnej ścianki.









środa, 16 października 2024

Ogrody zen część druga, a nawet trzecia - 12.10.2024.

Część druga kadrów z tego samego negatywu, zaś łącznie trzecia; nic szczególnie skomplikowanego, jak się zdaje. Fotografia właściwie o niczem (piszę tak, bo przypomniał mi się tekst kolegi Wojtka ze studiów: "O czem wy właściwie mówicie na tej filozofii? O Niczem".). Jednak przypadkowe piaszczysto-kamienne struktury ułożone tak, jak natura i lemiesze pługa chciały (poza ostatnim kadrem), dosyć mi się podobają.





Tutaj nie natura chciała, tylko ja!

 


poniedziałek, 14 października 2024

Ogrody zen oraz szkutnictwo ludowe na ziarnistym niemieckim filmie, 12.10.2024.

Niekiedy zmiana miejsca lub sytuacji oraz światła pociąga za sobą pojawienie się znienacka nowej koncepcji artystycznej. W sobotę 12 października znów wybrałem się nad niewielkie jezioro w Żurominie, przy którym poprzednio urzekły mnie ślady pozostawione przez ciągnik oraz pług na kamienistym kaszubskim poletku położonym na pagórku nieopodal. Pogoda była piękna, słońce świeciło i było tuż po swoim zenicie w południe, cienie kładły się ostro i kontrastowo. 

Zamieniłem aparat na ostatni model kultowej manualnej lustrzanki - tym razem był to Nikon FM3a z hybrydową migawką i nowoczesnym pomiarem światła; w wizjerze tego aparatu widać 97% tego, co obejmuje obiektyw. Jest to znaczny postęp w porównaniu z użytym tydzień wcześniej Nikonem FE z 1977 r. Chcąc mieć szerszy kadr podpiąłem do niego zabytkowego Nikkora-H 3,5/28 z założonym ciemnoczerwonym filtrem Marumi. Filtr ten posiada własne powłoki przeciwodblaskowe, co przy vintage'owym szkle produkowanym chyba jeszcze do wcześniejszych dalmierzowców firmy Nippon Kogaku w latach 50-tych było z gruntu uzasadnione. Obiektyw ten jest - jak dla mnie - nieco za ciemny, szczególnie wychodzi to przy nakręconych filtrach; tutaj użyłem ciemnoczerwonego, więc musiałem się nieco pomęczyć przy ustawianiu ostrości.

Do puszki założyłem nowy, jeszcze przeze mnie wcześniej nie testowany film Rollei RPX 400. We wnętrzu pudełeczka producent podał czasy i proporcje chemii do wywoływania przy czułościach 400 oraz 800 ASA. Przez moment zastanawiałem się nad ustawieniem tej wyższej czułości, ale w końcu na dobry początek postanowiłem, że zadam czułość nominalną i wywołam tak, jak podaje Herr Hans O. Mahn ze Stapelfeld. Film moczyłem przez 14 minut (20 C-gradusów) w złożonym samodzielnie D76H rozcieńczonym w proporcji 1+1.

Po wywołaniu uznałem, że negatyw jest trochę za słabo kryty, aczkolwiek przy zachowaniu wszystkich szczegółów światłach i cieniach. Po zeskanowaniu okazało się jednak, że kadrom niczego nie brakuje. Ziarno jest dość czytelne, ale niewiele większe niż na zabytkowym Polypanie 50, którego użyłem poprzednio. Niedługo wieczory będą dłuższe, a ja powrócę do techniki litowej w mokrej ciemni. Mam nadzieję, że finalnie będę zadowolony.

Sądzę, że następnym razem ustawię czułość na 320 ASA i wywołam jak wyżej. Podobnie postępuję przy Kodaku TRI-X i z wyników jestem zadowolony; może uda się także w przypadku produktu Rollei.

Podczas tego chyba już ostatniego w tym sezonie krótkiego pleneru nad żuromińskim jeziorkiem popełniłem po dłuższej przerwie kilka podwójnych ekspozycji, aczkolwiek na filmie dominują pojedyncze, mocno ograniczone konceptualnie albo też szersze piktorialne kadry w stylu fotografii ojczystej. Jest też parę ujęć inscenizowanych, które wejdą w skład większego cyklu "Ogrody zen w polskim krajobrazie", będącego swoistym żartem i nawiązaniem do koncepcji "drugiej Japonii", która oczywiście nie miała nic wspólnego z filozofią z Dalekiego Wschodu. Trochę się jednak tymi kamiennymi ogrodami zainspirowałem :)









niedziela, 6 października 2024

Kamienny ogród japoński oraz szkutnictwo ludowe Kaszub

 W ostatnią niedzielę września wybraliśmy się z Asią na wędrówkę po okolicznościach przyrodniczych w pobliżu naszego domku nad jeziorem. Słońce pięknie świeciło, na szyi dyndał zabytkowy Nikon FE (1976) z nieco młodszym Nikkorem AiS 2/35 i z przykręconym czerwonym filtrem. Wewnątrz puszki znajdował się przeterminowany o jakieś dwie dekady Polypan 50. Fajny materiał, onegdaj kupowałem go w puszkach po 50 m i w ciemni nawijałem sobie do starych rozbieralnych kaset.

Tym razem zaniżyłem nieco czułość do 40 ASA, wywołałem zaś normalnie w HC-110 rozbełtanym w proporcji 1:63 w czasie 17 minut. Wyszło jak trzeba, z fajnym kontrastem i wszystkimi szczegółami w światłach oraz cieniach. Będzie co litować za jakiś czas.

Prócz fajnego i dobrze oświetlonego lasu wokół małego jeziora i wyschniętego bagienka, a także naprawianych leżących na brzegu dwóch płaskodenek rybackich zwróciłem w pewnym momencie uwagę na fakturę zaoranego pola z widocznymi i ostro rysującymi się ziarnami gleby oraz kamieniami różnej wielkości. Bruzdy po pługu oraz ślady opon skojarzyły mi się nagle i niespodziewanie z ogrodami zen, inaczej japońskimi ogrodami kamiennymi, zwanymi Kare-sansui, których celem jest wyrażenie natury wszechświata, m.in. poprzez zagrabienie w rzędy żwiru czy ułożenie skał lub kamieni na małym obszarze. Do tego dochodzą odpowiednio posadzone rośliny. 

Nad wzorami stworzonymi przez pług oraz opony ciągnika - względnie rytmiczne i regularne, aczkolwiek ze sporą dozą chaosu - rozciągało się piktorialne niebo, stanowiące maleńki fragment universum. Tradycja japońska, w gruncie rzeczy jej swobodna interpretacja, oraz neopiktorialim będący pastiszem mistrza Bułhaka (on chyba by nie użył ostro rysującego Nikkora i małego obrazka) utworzyły syntezę dwóch przeciwstawnych miejsc i cywilizacji. Ale niebo i wszechświat to skutek działania tego samego Stwórcy.